Samotność

Samotność… obecność tego demona poczułem LATA temu i zgłębiłem go najlepiej.

W gimnazjum, czy nawet w podstawówce. Wiedziałem, że coś, gdzieś się czai i mnie obserwuje, ale nie miałem pojęcia co to było i nie miałem żadnych narzędzi, żeby to zrozumieć czy nawet nazwać więc biernie z tym jakoś żyłem.

Nie było mi źle, bo wirtualny, komputerowy świat bardzo dobrze odwracał moją uwagę od wszystkich moich problemów więc pozostawałem na nie ślepy, ale nadszedł czas, kiedy zacząłem otwierać oczy na to, na co przez lata nie chciałem patrzeć i kiedy pierwszy raz dostrzegłem z czym mam do czynienia nie mogłem już udawać, że tego nie ma.

Od kiedy sam przed sobą przyznałem się, że jestem samotny moje życie stało się… trudniejsze.

Co? Czekaj, jak to tak? Trudniejsze? To nie powinno być łatwiejsze?

No nie, niestety. Dopiero od tego momentu zacząłem stawiać czoła moim lękom i rozpoczęła się prawdziwa praca nad sobą. Wcześniej od wszystkiego uciekałem więc niby jak cokolwiek mogłoby stać się łatwiejsze, kiedy niemal przez 7 lat odkładałem wszystkie problemy na potem?

Zacząłem faktycznie czuć samotność. Zakradała się często do mnie pod osłoną nocy, tuż przed spaniem i łapała mnie swoją ogromną, ale jednocześnie delikatną dłonią wciągając mnie w otchłań, przed którą nawet nie chciałem się bronić, bo byłem przekonany, że na tym świecie nie ma nikogo, kto spróbowałby mnie przytrzymać po tej stronie. Liczyłem, aby wciągnęła mnie tam na zawsze i już nigdy nie wypuściła ze swojego objęcia, żebym już nigdy nie musiał czuć się samotny.

Pojawiły się wahania nastroju i byłem niestabilny psychicznie. Codzienne sytuacje życiowe zaczęły mocniej na mnie oddziaływać co działało jednocześnie na plus i na minus. Luźne spotkania z przyjaciółką potrafiły sprawić, że byłem niesamowicie szczęśliwy, ale kiedy się żegnaliśmy mój nastrój robił fikołek i demon znów wyciągał do mnie swoją dłoń.

Z perspektywy czasu wiem jak ważny był dla mnie ten okres, ale wtedy? Nie miałem najmniejszego pojęcia co się dzieje i pomoc mojego terapeuty była nieoceniona. Przychodziłem do niego raz na miesiąc i z każdą wizytą dokładałem kolejny element układanki na miejsce nawet nie wiedząc, że to robie.

Teraz wiem, że mój demon jest moim wymagającym nauczycielem, z którym nie ma żartów i jak trzeba to zmusi mnie do odrobienia mojej lekcji. Mówi mi co jest nie tak i motywuje mnie do zmian w dobrym kierunku. Bez niego nie umawiałbym się na regularne wizyty do terapeuty, bez niego nie zadawałbym sobie pytania dlaczego czuję się samotny, ba! nawet nie wiedziałbym, że jestem samotny! 

Dzięki wpływom mojego demona zaczynałem powoli rozumieć, w którą stronę muszę iść.

Lekcji od samotności dostałem wiele. Zwykle były przymusowe i nie miałem wiele do powiedzenia kiedy demon brał mnie z zaskoczenia czy to na imprezach, w grupie ziomeczków, podczas spotkań rodzinnych, czy w towarzystwie dziewczyny, która mi się podoba, ale z wiekiem otwierałem się coraz bardziej na dialog z samotnością i sam z własnej inicjatywy rozpoczynałem rozmowę.

Robiłem to (uwaga zaskoczę Cię teraz) kiedy spędzałem czas samemu. Czasami robiłem to podczas spacerów, ale o wiele lepiej na mnie działa wyjazd (samemu) na tydzień gdziekolwiek (preferuję góry). Taki tydzień daje mi ogromną przestrzeń na dialog wewnętrzny jakkolwiek on by nie wyglądał. Czasami faktycznie analizowałem i prowadziłem rozmowy w swojej głowie albo na głos, a czasami po prostu pozwalałem sobie czuć to co trzeba w danej chwili poczuć i cieszyłem się chwilą.

Zawsze z takich wyjazdów wracałem w pewnym stopniu odmieniony, pomimo tego, że czasem nie widziałem, żadnych zmian, ale czułem, że coś się ruszyło.

Jak już mówimy o lekcjach to wypada wspomnieć, że te najważniejsze, odbyły się tam, gdzie serce dokładało swoje dwa grosze. Były to jedne z najmroczniejszych miejsc, w których potrafiłem spędzać miesiące, ale jeżeli wyszedłem z nich z podniesioną głową, to zmiany w moim życiu było widać praktycznie z dnia na dzień!

Z czasem było coraz lżej, zaczynałem rozumieć jakie sytuacje co we mnie budzą i dlaczego. Dalej potrafiłem się mocno rozłożyć, ale teraz wiedziałem dlaczego tak się dzieje, i że nie jest to bezcelowe.

Obserwując siebie i moje emocje zacząłem dostrzegać wzorce zachowań/schematy, które rządzą moim życiem i dzięki temu, że teraz je dostrzegam jestem w stanie postąpić inaczej niż zwykle postępowałem, ALEEE nie jest to takie proste.

Sama wiedza, którą teraz posiadam W OGÓLE umożliwia mi zachowanie się inaczej, natomiast zerwanie ze starymi schematami potrafi być niesamowicie wymagające i czasem nawet wiedząc, że coś jest dla mnie szkodliwe i tak będę to robić, ale przynajmniej teraz wiem jak mogę to zmienić!


Na tym etapie nadszedł czas na wzięcie odpowiedzialności za swoje czyny. Teraz już nie ma wymówki, że nie rozumiem, że nie wiem co sie dzieje i mam pecha i świat mnie nienawidzi i w ogóle wszystko…

Teraz posiadam wszystkie informacje, aby wprowadzić zmiany i wszystko zależy ode mnie i moich decyzji, które NOTORYCZNIE konsultowałem z moimi przyjaciółmi, terapeutą, a czasami rodziną (rzadko).

Bałem się zmian więc żeby mieć pewność, że wszystko będzie dobrze (nie było) przed podjęciem decyzji ciągle odbywałem dziesiątki rozmów, aby upewnić się, a jednocześnie zmotywować do wprowadzenia zmian.

Teraz tego nie robię w NOTORYCZNYM stopniu, ale na tamten okres rozmowa była dla mnie niezastąpionym narzędziem, które pomogło mi wprowadzić to o czym już od dłuższego czasu wiedziałem.

Po tym wszystkim przez co musiałem przejść, po latach terapii, uczenia się na własnych błędach i przeżywania nieprzeżytego cierpienia w końcu mogę powiedzieć, że zrozumiałem czego mój demon próbował nauczyć mnie przez ten cały czas.

Pokazał mi kim jestem. Przez samotność miałem okazję zgłębić swoje wnętrze i dowiedzieć się co ja tu właściwie robię, co lubię, czego szukam, co jest dla mnie, a co nie. Nauczył mnie stawiania granic i pokazał, że jestem wartościową jednostką. Uświadomił mnie, że nie muszę uzależniać swojego szczęścia od innych i potrafię sam o siebie zadbać.

Z dzisiejszej perspektywy mogę z ręką na sercu powiedzieć, że jestem wdzięczny za całe cierpienie, przez które musiałem przejść bo bez niego nie byłbym osobą, którą jestem dzisiaj, a dzisiaj nie powiem, jestem całkiem zajebisty C:

Samotność

Samotność… obecność tego demona poczułem LATA temu i zgłębiłem go najlepiej.

W gimnazjum, czy nawet w podstawówce. Wiedziałem, że coś, gdzieś się czai i mnie obserwuje, ale nie miałem pojęcia co to było i nie miałem żadnych narzędzi,
żeby to zrozumieć czy nawet nazwać więc biernie z tym jakoś żyłem.

Nie było mi źle, bo wirtualny, komputerowy świat bardzo dobrze odwracał moją uwagę
od wszystkich moich problemów więc pozostawałem na nie ślepy, ale nadszedł czas, kiedy zacząłem otwierać oczy na to, na co przez lata nie chciałem patrzeć i kiedy pierwszy raz dostrzegłem z czym mam do czynienia nie mogłem już udawać, że tego nie ma.

Od kiedy sam przed sobą przyznałem się, że jestem samotny moje życie stało się… trudniejsze.

Co? Czekaj, jak to tak? Trudniejsze? To nie powinno być łatwiejsze?

No nie, niestety. Dopiero od tego momentu zacząłem stawiać czoła moim lękom
i rozpoczęła się prawdziwa praca nad sobą. Wcześniej od wszystkiego uciekałem więc niby jak cokolwiek mogłoby stać się łatwiejsze, kiedy niemal przez 7 lat odkładałem wszystkie problemy na potem?

white_hand

Zacząłem faktycznie czuć samotność. Zakradała się często do mnie pod osłoną nocy, tuż przed spaniem i łapała mnie swoją ogromną, ale jednocześnie delikatną dłonią wciągając mnie w otchłań,
przed którą nawet nie chciałem się bronić, bo byłem przekonany, że na tym świecie nie ma nikogo,
kto spróbowałby mnie przytrzymać po tej stronie. L
iczyłem, aby wciągnęła mnie tam na zawsze
i już nigdy nie wypuściła ze swojego objęcia, żebym już nigdy nie musiał czuć się samotny.

Pojawiły się wahania nastroju i byłem niestabilny psychicznie. Codzienne sytuacje życiowe zaczęły mocniej na mnie oddziaływać co działało jednocześnie na plus i na minus.
Luźne spotkania z przyjaciółką potrafiły sprawić, że byłem niesamowicie szczęśliwy,
ale kiedy się żegnaliśmy mój nastrój robił fikołek
 i demon znów wyciągał do mnie swoją dłoń.

Z perspektywy czasu wiem jak ważny był dla mnie ten okres, ale wtedy? Nie miałem najmniejszego pojęcia co się dzieje i pomoc mojego terapeuty była nieoceniona. Przychodziłem do niego raz na miesiąc i z każdą wizytą dokładałem kolejny element układanki na miejsce nawet nie wiedząc, że to robie.

Teraz wiem, że mój demon jest moim wymagającym nauczycielem, z którym nie ma żartów i jak trzeba to zmusi mnie do odrobienia mojej lekcji. Mówi mi co jest nie tak i motywuje mnie do zmian w dobrym kierunku. Bez niego nie umawiałbym się na regularne wizyty do terapeuty, bez niego nie zadawałbym sobie pytania dlaczego czuję się samotny, ba! nawet nie wiedziałbym, że jestem samotny! 

Dzięki wpływom mojego demona zaczynałem powoli rozumieć, w którą stronę muszę iść.

Lekcji od samotności dostałem sporo. Zwykle były przymusowe i nie miałem wiele do powiedzenia kiedy demon brał mnie z zaskoczenia czy to na imprezach, w grupie ziomeczków,
podczas spotkań rodzinnych, czy w towarzystwie dziewczyny, która mi się podoba, ale z wiekiem
otwierałem się coraz bardziej na dialog z samotnością i sam z własnej inicjatywy
rozpoczynałem rozmowę.

Robiłem to (uwaga zaskoczę Cię teraz) kiedy spędzałem czas samemu. Czasami robiłem to podczas spacerów, ale o wiele lepiej na mnie działa wyjazd (samemu) na tydzień gdziekolwiek (preferuję góry). Taki tydzień daje mi ogromną przestrzeń na dialog wewnętrzny jakkolwiek
on by nie wyglądał. Czasami faktycznie analizowałem i prowadziłem rozmowy w swojej głowie
albo na głos, a czasami po prostu pozwalałem sobie czuć to co trzeba w danej chwili poczuć
i cieszyłem się chwilą.

Zawsze z takich wyjazdów wracałem w pewnym stopniu odmieniony, pomimo tego, że czasem
nie widziałem, żadnych zmian, ale czułem, że coś się ruszyło.

Jak już mówimy o lekcjach to wypada wspomnieć, że te najważniejsze, odbyły się tam, gdzie serce dokładało swoje dwa grosze. Były to jedne z najmroczniejszych miejsc, w których potrafiłem spędzać miesiące, ale jeżeli wyszedłem z nich z podniesioną głową, to zmiany w moim życiu było widać praktycznie z dnia na dzień!

white_bethourglass

Z czasem było coraz lżej, zaczynałem rozumieć jakie sytuacje co we mnie budzą i dlaczego. Dalej potrafiłem się mocno rozłożyć, ale teraz wiedziałem dlaczego tak się dzieje, i że nie jest to bezcelowe.

Obserwując siebie i moje emocje zacząłem dostrzegać wzorce zachowań/schematy, które rządzą moim życiem i dzięki temu, że teraz je dostrzegam jestem w stanie postąpić inaczej niż zwykle postępowałem, ALEEE nie jest to takie proste.

Sama wiedza, którą teraz posiadam W OGÓLE umożliwia mi zachowanie się inaczej, natomiast zerwanie ze starymi schematami potrafi być niesamowicie wymagające i czasem nawet wiedząc, że coś jest dla mnie szkodliwe i tak będę to robić, ale przynajmniej teraz wiem jak mogę to zmienić!

 

Na tym etapie nadszedł czas na wzięcie odpowiedzialności za swoje czyny. Teraz już nie ma wymówki, że nie rozumiem, że nie wiem co sie dzieje i mam pecha i świat mnie nienawidzi
i w ogóle wszystko…

Teraz posiadam wszystkie informacje, aby wprowadzić zmiany i wszystko zależy ode mnie
i moich decyzji, które NOTORYCZNIE konsultowałem z moimi przyjaciółmi, terapeutą, a czasami rodziną (rzadko).

Bałem się zmian więc żeby mieć pewność, że wszystko będzie dobrze (nie było) przed podjęciem decyzji ciągle odbywałem dziesiątki rozmów, aby upewnić się, a jednocześnie zmotywować
do wprowadzenia zmian.

Teraz tego nie robię w NOTORYCZNYM stopniu, ale na tamten okres rozmowa była dla mnie niezastąpionym narzędziem, które pomogło mi wprowadzić to o czym już od dłuższego czasu wiedziałem.

Po tym wszystkim przez co musiałem przejść, po latach terapii, uczenia się
na własnych błędach i przeżywania nieprzeżytego cierpienia w końcu mogę powiedzieć, że zrozumiałem czego mój demon próbował nauczyć mnie przez ten cały czas.

Pokazał mi kim jestem. Przez samotność miałem okazję zgłębić swoje wnętrze
i dowiedzieć się co ja tu właściwie robię, co lubię, czego szukam, co jest dla mnie,
a co nie. Nauczył mnie stawiania granic i pokazał, że jestem wartościową jednostką. Uświadomił mnie, że nie muszę uzależniać swojego szczęścia od innych
i potrafię sam o siebie zadbać.

Z dzisiejszej perspektywy mogę z ręką na sercu powiedzieć, że jestem wdzięczny za całe cierpienie, przez które musiałem przejść bo bez niego nie byłbym osobą, którą jestem dzisiaj, a dzisiaj nie powiem, jestem całkiem zajebisty C: